Akcje solidarności ze społeczeństwem obywatelskim Białorusi przeprowadzono dosłownie na całym świecie. Zasmuca fakt, że swoją postawę i solidarność wobec więźniów politycznych mogli wyrazić obywatele wielu krajów, tylko nie Białorusi. Pracownica paryskiego biura FIDH, odpowiedzialna za kraje Europy Wschodniej i Azji Środkowej Sasza Kulajewa uważa, że obywatele Europy są dość dobrze poinformowani o problemach społeczności demokratycznej w Białorusi i sytuacji praw człowieka.
Sasza Kulajewa: Akcji solidarności w tym roku miały dość szeroki zasięg terytorialny. W Europie zorganizowano wiele inicjatyw. Międzynarodowa Federacja Praw Człowieka przeprowadziła również akcję w sieciach społecznościowych. Sens akcji zawierał się w tym, by każdy, kto ma życzenie, mógł jednocześnie z innymi przez swoje konto na portalu społecznościowym – Twitterze, Facebooku i innych, opublikować wezwanie do uwolnienia Alesia Bialackiego. Akcję tę podtrzymało ponad 245 tysięcy osób. Akcja trwała dwa tygodnie. Szkoda, że wywołała ona też aresztowania obrońców praw człowieka w Białorusi.
– Społeczność internetowa nadzwyczaj aktywnie wsparła akcję. Jakie są jednak wyniki publikacji tych postów w przestrzeni wirtualnej? Czy o tej fali solidarności dowiedzą się urzędnicy w Mińsku?
Sasza Kulajewa: Faktycznie aktywność ta jest nadzwyczaj wysoka i świadczy, że obywatele Europy dobrze znają sytuację więźniów politycznych w Białorusi. Swoje oświadczenia wydały również takie organizacje jak English PEN-Club, Amnesty International, Freedom House i setki innych osób i organizacji w Ameryce, Europie i Azji. Z oświadczeniami wystąpiły również oficjalne organizacje rządowe wielu państw świata. Oprócz tego akcje przeprowadzono w Zurychu, Paryżu, Pradze, Warszawie, Wilnie i innych miastach. Społeczność białoruską wsparto nawet w Kirgystanie, demonstrując przed ambasadą Białorusi. Co się tyczy informowania oficjalnych władz białoruskich, to wysłaliśmy do nich oficjalne oświadczenie. To rzecz jasna nie pierwsze tego typu oświadczenie. Dodatkowo odwołujemy się w nim do decyzji ONZ, uznającej aresztowanie Alesia Bialackiego za bezprawne, w której mówi się również o żądaniu uwolnienia bojownika o prawa człowieka. Dokument ten wysłaliśmy po raz kolejny do MSZ Białorusi. Niestety po raz kolejny otrzymaliśmy odpowiedź, że decyzje ONZ nie są uznawane za obowiązujące wobec oficjalnego Mińska. Zdajemy sobie sprawę, że to zwykłe kłamstwo. Ponieważ Białoruś jest członkiem ONZ, normy tworzone przez tę organizację są dla mińskich urzędników wiążące.
– Zatem na przekór światu władze państwowe walczą nie tylko z obrońcami praw człowieka, politykami, ale i z tymi, którzy się z nimi solidaryzują. Czym jest to podyktowane według Pani?
Sasza Kulajewa: Niestety, to prawda. Jednocześnie jednak, mamy możliwość prezentacji naszych żądań przerwania prześladowań bezpośrednio władzom Białorusi. Ponieważ w samej Białorusi to nie tyle trudne, co niemożliwe. Naszą ostatnią akcją tego typu był miting w Brukseli, podczas wizyty ministra spraw zagranicznych Białorusi. Ogólnie sytuacja pozostaje ciężka zarówno w kwestii przestrzegania praw człowieka, jak i sytuacji więźniów politycznych w wiezieniach. Więźniowie sumienia nie tylko pozbawieni są wolności, ale w swych celach podlegają torturom i innym formom znęcania się. Administracje więzień stosują wobec nich specjalne środki nacisku, ograniczając wszelkie możliwości normalnych kontaktów z innymi więźniami. Prowadzi to do coraz większej izolacji. I środki takie stosowane są nie tylko wobec Alesia Bialackiego, ale i wobec innych więźniów politycznych. Ze swej strony jak tylko to możliwe, skupiamy uwagę społeczeństwa na Zachodzie na tej sytuacji, przekazujemy informacje. Wydaje mi się, że znaczna część mieszkańców Unii Europejskiej jest tych faktów świadoma.
– Czy można mówić, że celem Państwa działalności jest przeciwdziałanie wysiłkom władz Białorusi prowadzącym do handlu ludźmi w stosunkach Mińsk-Bruksela?
Sasza Kulajewa: Nasze stanowisko, które prezentujemy również na posiedzeniach Rady Praw Człowieka ONZ jest całkowitym protestem wobec samego faktu handlu ludźmi. Mówimy o tym we wszystkich możliwych dostępnych dla nas obszarach. W tym i w obecności władz białoruskich. Dążymy do tego, by stanowisko Europy było w tym zakresie bezkompromisowe. Ludzie nie powinni być zakładnikami żadnej formy handlu, ani politycznej, ani gospodarczej. Ich uwolnienie nie powinno odbywać się w ramach procesu handlowego i dopiero ich uwolnienie powinno być warunkiem do rozpoczęcia dialogu.
– Niemniej jednak, oczywistym stało się, że władze Białorusi same z siebie nie chcą się zmienić. Czy Zachód ma tego świadomość?
Sasza Kulajewa: Istotnie, sytuacja jest skomplikowana, o ile strona białoruska odmawia spełnienia wziętych na siebie zobowiązań. To ewidentnie zawęża pole możliwości. Stąd brak jakiejkolwiek konkretnej decyzji, w przeciwnym razie dawno byśmy z niej skorzystali. Uważamy, że wyłącznie bezkompromisowe i twarde stanowisko Unii Europejskiej i społeczności międzynarodowej, w tym ONZ, ZPRE, RE doprowadzi do zmian. I żądanie tych zmian nie ogranicza się do uwolnienia więźniów politycznych. Przekonaliśmy się, że to nie wystarczy, ponieważ pamiętamy scenariusz roku 2008. Wówczas jednych więźniów politycznych wypuścili, a innych aresztowali. Dlatego handel ten jest przez władze kontynuowany. I dlatego żądamy nie tylko uwolnienia więźniów politycznych, co jest warunkiem bezwzględnym rozpoczęcia dialogu, ponieważ bez niego kraj nie jest w stanie funkcjonować w obszarze politycznym, ani gospodarczym. Rozumiejąc, że żądamy pełnego zaprzestania wszystkich politycznych represji. Oraz wprowadzenia systemowych zmian, dających pewność, że sytuacja się nie powtórzy. Ponadto, akcentujemy fakt, że w kraju istnieją nie tylko uwięzieni za wydarzenia roku 2010. Pojawiają się nowi represjonowani. Również ci już uwolnieni przez władze znajdują się pod bacznym nadzorem władz. Mogą być oni aresztowani w dowolnej chwili. Ich wolność przemieszczania się, funkcjonowania jest ograniczona. Osób, nad którymi sprawowana jest kontrola po uwolnieniu jest ponad czterdzieści. A my podkreślamy, że mówimy nie tylko o 12 więźniach sumienia w kraju, ale również o tych osobach, które pozostają zakładnikami po wyjściu z więzienia.
– Z roku na rok ilość takich osób wzrasta. Jak według Pani powinno na to reagować społeczeństwo białoruskie?
Sasza Kulajewa: Bardzo bym chciała, by społeczność białoruska była bardziej aktywna. Dlatego, że nawet akcje solidarności z Alesiem Bialackim spotykają się z zakazami władz, lub jeśli ktokolwiek spróbował wyjść na ulicę, podlegał od razu prześladowaniom. Rozumiemy, że poziom zastraszenia i odpowiadający mu poziom represji w kraju jest bardzo wysoki. Dlatego sądzę, że rozumiem skąd tak niski poziom aktywności. Na zachodzie każdy może wyjść na ulicę wyrażać solidarność z Alesiem Bialackim nie ryzykując niczego. Jednak jeśli fala solidarności przejdzie podobnie jak w Europie, byłby to argument do uwolnienia więźniów politycznych.